" Boże Igrzysko - Historia Polski" - Norman Davies
Po prostu wspaniale napisana nasza własna historia. Największą zaletą tej pracy jest obiektywne spojrzenie na dzieje Polski, bez emocji, wyważone, takie jakie może mieć obcokrajowiec. Jego pogląd na spray Polski nie jest skażony sentymentem, emocjami, nie jest tendencyjny....jest uczciwy i bezstronny. Davies obala wiele nieprawdziwych teorii powstałych w czasach rozbiorów, lub przekłamań z czasów późniejszych. Bardzo cenna, wartościowa książka.
" boskerka" - Grażyna Plebanek
Nie czyta się tej książki łatwo, poszarpana, wydaje się być niespójna, autorka skacze z tematu na temat, przemieszcza się w czasie, zmienia imiona bohaterów, zaskakuje....chyba celowo tak szarpie przyspiesza, zwalnia, szokuje. Myślę, że jest to sposób na pokazanie emocji bohaterki, jej poszukiwań swojego miejsca na świecie, jej walki ze sobą, ze swoimi słabościami, ale też walki o siebie. Seks," mokra cipka", dzielenie się partnerem z inną kobietą, trudne przeżycie jakim jest samotne podjęcie decyzji i usunięcie ciąży, a potem mimo dawanych sobie obietnic znów potrzeby ciała wygrywają z wolą i znów jest" mokra cipka" i znów jest seks. Zmienia się tylko układ sił, teraz to Emilia ma dwóch mężczyzn w swoim życiu. Jaką podejmie decyzję, co znajdzie w podróży tego nie wiadomo. Ważne jest to, że dzięki boksowi zapanowała nas sobą, pokonała własne słabości. Dla mnie bardzo pozytywnym był wątek o czarnym mężczyźnie, o stereotypach którym nie wolno się poddawać, bo dobro, mądrość i szlachetność różne mają kolory.
Nie czyta się bokserki łatwo, ale daje do myślenia, a o to chyba chodzi. Każdy z nas wybiera się w jakąś "podróż" i od nas samych zależy co z niej przywieziemy.
Pisane dla tych co to już nie głupie, a jeszcze nie szpetne. Róża Pustyni (Jerychońska, zmartwychwstanka) - wygląda jak martwa, nieatrakcyjna, oderwana od podłoża,sucha kępka gałązek. Miotana przez wiatr po pustyni, może pozostawać w stanie uśpienia miesiące, a nawet lata. Jak tylko napotka źródło wody budzi się do życia, pięknieje, otwiera się, zakwita i nabiera wspaniałych właściwości. Zmartwychwstaje.
piątek, 24 października 2014
Jeszcze o siążkach
" Rozmowy w Tańcu" - Agnieszka Osiecka
" Przyjaciele moi i moje przyjaciółki! Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości. Nie mówcie jej : przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu. Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi: Przepraszam, musiałam pomylić adres...I pstryk, iskierka zgaśnie." A.O.
To bardzo piękne motto Agnieszki Osieckiej, warto wziąść sobie do serca. A " Rozmowy w tańcu" jak sam tytuł sugeruje, to nie ciężki kaliber, tu nie ma wojen ani cierpienia, są za to spotkania, rozmowy, książki, myśli, zapachy, smaki, żarty. Czasami trzeba przeczytać coś lekkiego, jakieś wspomnienia, anegdoty o życiu ludzi których znamy, pamiętamy, lubimy ( Dziś takich ludzi nazywają celebrytami, ale ja unikam takich sformułowań, do tych których mam na myśli,to słowo nie pasuje). Relaksująca, sympatyczna, ale też mądra i pouczająca.
" Przyjaciele moi i moje przyjaciółki! Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości. Nie mówcie jej : przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu. Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi: Przepraszam, musiałam pomylić adres...I pstryk, iskierka zgaśnie." A.O.
To bardzo piękne motto Agnieszki Osieckiej, warto wziąść sobie do serca. A " Rozmowy w tańcu" jak sam tytuł sugeruje, to nie ciężki kaliber, tu nie ma wojen ani cierpienia, są za to spotkania, rozmowy, książki, myśli, zapachy, smaki, żarty. Czasami trzeba przeczytać coś lekkiego, jakieś wspomnienia, anegdoty o życiu ludzi których znamy, pamiętamy, lubimy ( Dziś takich ludzi nazywają celebrytami, ale ja unikam takich sformułowań, do tych których mam na myśli,to słowo nie pasuje). Relaksująca, sympatyczna, ale też mądra i pouczająca.
Książki godne polecenia "Dzikie łabędzie; Trzy córy Chin" Jung Chang
" Dzikie łabędzie: Trzy córy Chin" - Jung Chang
Dlaczego ja tej książki nie przeczytałam jak mieszkałam w Kaliforni i pracowałam na Union Square w San Francisco, zaledwie kilka kroków od China Town. Szkoda. Ocierałam się o ludzi którzy mają taką trudną i niezwykłą historię i nie rozumiałam dlaczego są tacy przebojowi, dlaczego tak bardzo od siebie i swoich dzieci wymagają. Teraz już wiem. Saga rodziny Chang, pokazująca ich życie przez ostatnie 80 lat otworzyła mi oczy i totalnie mną wstrząsneła.
Jest to opowieść autobiograficzna, opowiedziana przez córkę w oparciu o życie matki, babki ijej własne, historia pokazująca losy kraju poprzez pryzmat trzech odważnych kobiet. Widzimy wojnę, stare chińskie zwyczaje i tradycje, potem totalitaryzm, tortury, osobiste tragedie, głód, zakłamanie, zastarszenie całego społeczeństwa, zmiany ustroju i idące za tym represje aparatu władzy. Od schyłku Cesarstwa Chińskiego z piękną kulturą i szkolnictwem na wysokim poziomie, poprzez japońską okupację, przez wyniszczające rządy Mao, straszliwą w skutkach "rewolucję kulturalną" polegającą na indoktrynizowaniu, zastraszaniu i nienawiści, aż do masakry studentów na placu Tienanment.
Poruszająca, pouczająca, głęboka, bardzo osobista i prawdziwa saga w połaczeniu z faktami historycznymi. Ta książka pomaga zrozumieć mentalność Chin, pokazuje od wewnątrz jak powstawało dzisiejsze państwo.
Książka jest przetłumaczona na kilkanaście języków i doczekała się wielu nagród i milionowych nakładów. Autorka była członkiem Czerwonej Gwardii, pracowała na roli, była pomocnicą lekarza, pracowała w fabryce jako elektryk, a także w hucie jako odlewnik. Jest pierwszą Chnką która uzyskała stopień doktorski z lingwistyki na brytyjskiej uczelni. Obecnie mieszka w Londynie i pisze biografię byłego przywódcy, bezwzględnego tyrana, Mao Zedonga.
POLECAM!
Dlaczego ja tej książki nie przeczytałam jak mieszkałam w Kaliforni i pracowałam na Union Square w San Francisco, zaledwie kilka kroków od China Town. Szkoda. Ocierałam się o ludzi którzy mają taką trudną i niezwykłą historię i nie rozumiałam dlaczego są tacy przebojowi, dlaczego tak bardzo od siebie i swoich dzieci wymagają. Teraz już wiem. Saga rodziny Chang, pokazująca ich życie przez ostatnie 80 lat otworzyła mi oczy i totalnie mną wstrząsneła.
Jest to opowieść autobiograficzna, opowiedziana przez córkę w oparciu o życie matki, babki ijej własne, historia pokazująca losy kraju poprzez pryzmat trzech odważnych kobiet. Widzimy wojnę, stare chińskie zwyczaje i tradycje, potem totalitaryzm, tortury, osobiste tragedie, głód, zakłamanie, zastarszenie całego społeczeństwa, zmiany ustroju i idące za tym represje aparatu władzy. Od schyłku Cesarstwa Chińskiego z piękną kulturą i szkolnictwem na wysokim poziomie, poprzez japońską okupację, przez wyniszczające rządy Mao, straszliwą w skutkach "rewolucję kulturalną" polegającą na indoktrynizowaniu, zastraszaniu i nienawiści, aż do masakry studentów na placu Tienanment.
Poruszająca, pouczająca, głęboka, bardzo osobista i prawdziwa saga w połaczeniu z faktami historycznymi. Ta książka pomaga zrozumieć mentalność Chin, pokazuje od wewnątrz jak powstawało dzisiejsze państwo.
Książka jest przetłumaczona na kilkanaście języków i doczekała się wielu nagród i milionowych nakładów. Autorka była członkiem Czerwonej Gwardii, pracowała na roli, była pomocnicą lekarza, pracowała w fabryce jako elektryk, a także w hucie jako odlewnik. Jest pierwszą Chnką która uzyskała stopień doktorski z lingwistyki na brytyjskiej uczelni. Obecnie mieszka w Londynie i pisze biografię byłego przywódcy, bezwzględnego tyrana, Mao Zedonga.
POLECAM!
LANCKORONA
Ludzie ciągle mieszkają w domkach liczących czasem nawet 300 lat.
Jak to się stało, że świat pędzi do przodu, a tu czas się zatrzymał..... |
Na Lanckorońskim rynku |
Kawiarnia w ryneczku, to nie tylko mają pyszną kawusię z szarlotką, ale też są towarzyskie koty do przytulania. |
Powietrze pachnie śliwkami i siankiem....jest tak spokojnie, sielsko. |
Galeria portretów ślubnych (autentyczne, wyporzyczone od lokalnych rodzin, podpisane....cudne) |
Ciągle funkcjonująca stara studnia |
Galerie rzeźby |
Ostatnie tchnienie lata |
WARSZAWA
KRAKÓW - see it and you will want to be there
CIESZYN
Pozytywna książka: "Czesałam ciepłe króliki"
„Czesałam ciepłe króliki”
rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczewską - rozmowę
prowadził Dariusz Zaborek.
Jest to najbardziej pozytywna i
optymistyczna książka jaką ostatnio przeczytałam.
Pani Alicja, dziś już 92 letnia
osoba, lekarka (która ciągle jeszcze pracuje), ze swadą i humorem
opowiada nam swoje losy. Zwyczajnie, bez bufonady mówi o rzeczach
trudnych, bolesnych, o życiowych decyzjach. Mówi szczerze,
aczkolwiek delikatnie o sprawach intymnych, o
tolerancji, o poszukiwaniu prawdziwej miłości i o tym, że w końcu
w jesieni życia ją odnalazła.
Jest to wspaniała lekcja, prawie że
terapia, dla wszystkich którzy są załamani i wydaje im się, że
wpadli do najczarniejszej dziury. Od Pani Alicji można się nauczyć
tego jak zablokować wszystkie dręczące nas „potworności tego
świata”, rzeczy smutne czy negatywne i koncentrować się na rzeczach dobrych, jak w trudnej
sytuacji znaleźć coś pozytywnego, miłego, ładnego. Jej życie jest dowodem na to, że dbałość o swoje zdrowie psychiczne,
wymaganie od siebie akceptacji a nawet takie prozaiczne czynności jak troska o
swój wygląd, dają siłę
.
.
Najtrudniejsze do uwierzenia jest
to, że ten śmiech i ta psychiczna blokada potrzebne były Pani
Alicji do przetrwania półrocznego pobytu na Pawiaku, a potem
czterech lat obozu w Ravensbruck. Z jednej strony bicie, głód,
brud, ciężka praca, „króliki doświadczalne”, trupy leżące
obok, swąd ciał palonych w krematorium, a z drugiej śpiewy,
opowiadanie książek, neutralne rozmowy o przepisach kulinarnych, a
nawet przebieranie się w ubrania po Żydach. W tak skrajnych
sytuacjach trzeba się wyłączyć, pogodzić się z tym co się
dzieje dookoła i walczyć o siebie, o lepszą pryczę w nowszym
baraku, o lżejszą pracę. Nie wolno się koncentrować na
potwornościach, psychika jest o wiele delikatniejsza niż ciało i
właśnie wnętrze trzeba chronić.
Po wojnie też Pani Alicji nie było
łatwo. Brak rodziny, trudne czasy, ale w porównaniu z obozem
wszystko wydawało się bułką z masłem. Pani Alicja jest silną,
odważną, zdeterminowaną kobietą. Opowiada o studiach, tułaczce
po wynajmowanych pokojach, o sukcesach, o poszukiwaniach w sferze
emocjonalnej, a nawet o flirtach, o poczuciu obowiązku i staraniach
żeby złym posunięciem kogoś niepotrzebnie nie zranić. Tą
książkę trzeba przeczytać, podnosi na duchu, pokazuje jak żyć i nie być mazgajem.
czwartek, 23 października 2014
Muzealne niespodzianki
Doświadczenia muzealne, raz przyjazne, a raz absurdalne.
Mieliśmy wizytę koleżanek z
Kalifornii i Florydy, chcieliśmy im jak najwięcej pokazać,
pochwalić się naszym regionem, widokami, architekturą. Ponieważ
pogoda spłatała psikusa, więc plany musiały być na bieżąco
modyfikowane. Pojechaliśmy do zespołu pałacowo-parkowego w
Pszczynie. Oglądanie muzeum, a w szczególności sali lustrzanej
znanej z koncertów Telemana, wydawało się dobrym rozwiązaniem na
deszcz.
Przed pałacem byliśmy o godzinie
13:45 (to był dzień kiedy muzeum jest otwarte do godziny 15:00,
czyli według informacji ostatni zwiedzający mogą wejść do muzeum
na godzinę przed zamknięciem).Trzeba trafu, że na moment
zaświeciło słońce i nasze koleżanki chciały sobie zrobić
zdjęcie od strony stawu. Przy wejściu głównym byliśmy dokładnie
o 13:59, ale już było na głucho zamknięte i nikt nie reagował na
nasze pukania i nawoływania.
Następnego dnia było w planie
zwiedzanie Auschwitz Birkenau i postanowiliśmy dołączyć do tej
trudnej emocjonalnie wycieczki, coś lżejszego, czyli ze względu
na bliskość, właśnie Pszczynę. Kłopoty zaczęły się zaraz z
rana, okazało się że droga do Oświęcimia jest w przebudowie i
już na start mieliśmy godzinę opóźnienia. Ale, że upadanie na
duchu nie jest w naszym stylu, więc nie odpuszczaliśmy, co było
kosztem obiadu. Droga oczywiście rozkopana, na szczęście pogoda
słoneczna, więc pędziliśmy na trasie Oświęcim- Pszczyna (tego
dnia muzeum było otwarte do godziny 17:00, czyli ostatni zwiedzający
mogą wejść o godzinie 16:00).
Pod pałacem byliśmy dokładnie o
15:55. Pamiętając doświadczenie z dnia poprzedniego, rzuciłam
się biegiem do drzwi muzeum, koleżanki za mną, przez mostek,
dookoła skrzydła pałacowego...... dobiegam...., ledwie dyszę i
widzę kobietę, która kompletnie ignoruje moje machania,
nawoływania i rzucając mi spojrzenie Bazyliszka zamyka drzwi.
Na
szczęście jacyś turyści właśnie wychodzili i to ich reakcji
zawdzięczam te parę sekund zwłoki, które pozwoliły mi wedrzeć
się do wnętrza. Zaraz za mną biegła Henia, ja odciągałam drzwi,
a ona wpadła i mimo niechęci ze strony obsługi udało jej się
kupić cztery bilety. Za Henią biegła Lee i to ona praktycznie
stoczyła walkę z” kobietą od drzwi”, udało jej
się pokonać waleczną Panią odźwierną pewnie dlatego, że nie
rozumie polskiego (na szczęście) i nie zdała sobie sprawy z
absurdu tej sytuacji.
Byłam w szoku, nigdy jeszcze nie
zdobywałam muzeum szturmem, nie „walczyłam o drzwi”, nie
„szarpałam” się z obsługą i jeszcze nigdy nie zdarzyło mi
się żeby ktoś tak ostentacyjnie okazywał swoje niezadowolenie w
stylu „trzeba było przyjść wcześniej”. Ostatnim etapem tej
batalii było wywalczenie wpuszczenia Marka, który dobiegł ostatni,
bo parkował samochód, trzeba było przekonywać Panią od drzwi,
pokazywać cztery bilety i usprawiedliwiać się, że dojazd był
utrudniony.
Było mi przykro, wstyd przed gośćmi,
a czary goryczy dopełniło demonstracyjne gaszenie światła
jak tylko zbliżyliśmy się do następnej sali.
Muzeum
wspaniałe, tylko jakby trochę nie gościnne.
czwartek, 16 października 2014
Owce na szlaku i koza na łańcuchu
Koza była na łańcuchu za karę, za nieposłuszeństwo. A owce to miłe, sympatyczne, ufne zwierzątka. Przychodzą do człowieka, wąchają, trącają noskami, patrzą w oczy, są bardzo towarzyskie. Według Pana który opiekuje się tym stadem, to mają mnóstwo ludzkich cech. Jedne są przymilne, inne zazdrosne, jeszcze inne kłótliwe i skore do bójki, ale odwrotnie niż ludzie, owce nawet jak skłócone, to zawsze trzymają się razem.
Kiedyś byłam pod wrażeniem takiego widoku: młody chłopak siedział w środku stada z komórką przy uchu i laptopem na kolanach, a całą pracę przy owcach wykonywał piesek rasy kundelkowatej. Owce czasami podchodzą do turystów na szlaku i wyłudzają poczęstunek, potrafią zabrać kanapkę, ale nie sposób się na nie gniewać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)