Tam obowiązkowo kawa z papieską kremówką.
Przy okazji opowiadam historię z 2003 roku, jak to z grupą harcerzy z Kalifornii czekaliśmy na audiencję u Ojca Świętego w Castel Gandolfo. Okazało się, że jest polski sklepik z kremówkami i że mają zupełnie uczciwe ceny. Wzięłam ze sobą jedną harcerkę, żeby pomogła mi przynieść większą ilość kremówek. Stoimy w kolejce, co chwila wchodzi ktoś z jakiejś polskiej pielgrzymki. Każdy się pyta sprzedawczyni czy to TE KREMÓWKI, a po uzyskaniu odpowiedzi twierdzącej, ludzie tak jakoś się wzruszali, łamał im się głos, wycierali oczy. Może te łzy były spowodowane tym, że mogli tylko spróbować ulubionego ciastka papieża, bo zaproszenie na audiencję mieliśmy tylko my i jeszcze jakiś polski zespół ludowy. No w każdym razie zjadacze kremówek nie kryli łez, a harcerka która ze mną czekała wyślizgnęła się na zewnątrz i powiedziała: "Dziewczyny nie jedzcie tych ciastek, które kupuje druhna, bo one mają jakieś dziwne właściwości, wszyscy po nich płaczą".
Następnie liznęliśmy Kalwarii Zebrzydowskiej, piszę liznęliśmy, bo tam trzeba przyjechać na cały dzień i przejść dróżki Pana Jezusa i Matki Boskiej. Zrobiliśmy to latem, ale chętnie powtórzymy, jest to niezapomniane wrażenie, te kapliczki rozsiane po polach, kościółki......tym się trzeba delektować, czyli do powtórki.
Do Lanckorony najlepiej jest przejść pieszo przez góry, wyprawa długa, ale malownicza. Tym razem pojechaliśmy samochodem, na obiad, pospacerować po nietypowym pochyłym ryneczku (bodajże najbardziej pochyły ze wszystkich rynków w Polsce) i odwiedzić lokalne sklepy z precjozami, biżuterią, z wyrobami z gliny.
Lanckorona, niegdyś miasto, obecnie ma status wsi, ale za to Wsi z dużej litery. Jest to znana i popularna w krakowskich kręgach artystycznych, miejscowość letniskowa. Rzuca się w oczy unikalny układ urbanistyczny, drewniana małomiasteczkowa zabudowa, kościół z XIV wieku i kaplica Konfederatów Barskich. Widoki, mikroklimat, drewniane" piernikowe " domeczki i zamek na szczycie góry sprawiły, że wpisano Lanckoronę na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.
Kraków to niepowtarzalny klimat, to miasto nie ma równego sobie. Kraków mogę pochłaniać garściami i nigdy nie mam dość.
Byliśmy na Cmentarzu Rakowickim, z jednej strony fakt że zapadał zmrok nadawał temu niezwykłemu miejscu tajemniczości, ale z drugiej było szkoda, że nie możemy dłużej pozwiedzać.
Na Cmentarzu widzieliśmy grób Jana Matejki, a teraz Matejko na Plantach.
A na Rynku próba generalna do Koncertu Sylwestrowego, to zupełnie tak jakbyśmy uczestniczyli w tym koncercie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz