poniedziałek, 14 października 2013

"kukułeczka" - czyli "odpie.... się babo"

Odkąd wróciłam na stałe do Polski co jakiś czas przytrafia mi się historia, która staje się anegdotą.
Najczęściej powtarzana w sąsiedzkich kręgach jest "kukułeczka", a było tak: w przeddzień długiego, majowego weekendu miałam wrócić  z Warszawy do Bielska pociągiem. Stoję sobie na Dworcu Wschodnim, podziwiam nową halę biletową, cieszy oko ta nowoczesność, czystość, europejskość....z trudem przedostaję się na peron.
Ludzi przybywa w zastraszającym tempie. Mój pociąg spóźniony, kupuję w kiosku wodę i  rożek z moimi ulubionymi z czasów dzieciństwa cukiereczkami -Kukułeczkami. W końcu zajeżdża skład już po brzegi wypełniony. Wszyscy w koło poirytowani, pchają się, pokrzykują. Ja pewnie jedna na tym peronie cieszę się jak dziecko, ostatni raz jechałam takim przeludnionym pociągiem na jakieś wakacje, jeszcze za komuny, czyli szykuje się sentymentalna podróż.
Wagony pomieszane, ale muszę trafić do właściwego, bo mam miejscówkę. Docieram do mojego przedziału, a tam komplet. Grzecznie pytam o numery siedzeń, no i zaczyna się, Pani...nazwijmy ją "Puszysta"  wrzeszczy:

-ja jestem z dziećmi, ja się stąd nie ruszę, ja nie ustąpię, dzieci są małe, to zgroza, miał być wagon dla matek z dziećmi, a nie ma, Pani mnie nie wyrzuci.... (nie miałam takiego zamiaru, ale Puszysta założyła że mam).

Ktoś bierze mnie w obronę, że to moje miejsce, a dziecko to można na kolana. Puszysta czerwienieje, gestykuluje, pyta "Obrońcę" czy kiedykolwiek próbował karmić niemowlaka mając na kolanach czterolatka.

"Obrońca" robi się agresywny (znowu w moim imieniu, a kto go do tego upoważnił?), twierdzi, że Puszysta to typowa "wózkowa", co to nic nie robi, omija prawo i zasłania się dzieckiem...

Pada mnóstwo niepotrzebnych słów, tyle negatywnych emocji....a najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że ja wcale nie chciałam walczyć o to miejsce, od początku byłam nastawiona na to, że sobie postoję. To dla mnie oczywiste, że jeżeli matka dostała dla dziecka miejscówkę w innym wagonie, to przecież nie zostawi malucha samego.

No więc wszyscy się kłócą, a ja się uśmiecham i stoję sobie cichutko...w końcu Puszysta mnie zauważa i mam szansę powiedzieć, że ja tylko chcę położyć walizkę na półce i to wszystko.

Zajęłam miejsce w korytarzu, przy oknie, mam książkę, ale w tym ścisku nie da się czytać. Postanawiam pogadać sobie ze współpasażerami, ale nie ponarzekać, tylko tak zwyczajnie pogadać o życiu. Udaje mi się skaptować miłego starszego Pana, a potem drugiego i trzeciego. Pytam ich o pracę (z reguły są na emeryturze), o dzieci, co robią w wolnym czasie, czy są szczęśliwi. Dowiaduję się wszystkiego o narzędziowni i kolegach jeszcze z wojska z którymi mój rozmówca spotyka się na grę w karty, najchętniej latem, na działce. Fajne historie, np. imieniny z wódeczką pitą z wydrążonych ogórków, bo nie było kieliszków i z ogórkami na zagrychę. Dowiaduję się ciekawych rzeczy o gołębiach i pracy "na dole", bo mój drugi rozmówca to były górnik i jak się robi wino domowe i o rzeźbieniu i o śląskich potrawach.

Dojeżdżamy do Katowic, serdeczne pożegnania, życzenia...pomagam Puszystej wygramolić się z pociągu. Wszyscy się do mnie uśmiechają, całują po rączkach, Puszysta przytula i wychwala do kogoś kto na nią czekał...no cudnie, po prostu miodzio.
Gnam do pustego przedziału, bo już od dłuższej chwili ssie mnie z głodu, a w walizce mam cudowną kanapkę. Zdejmuję bagaż na siedzenie i szukam, wyciągam rzeczy, grzebię......i już prawie czuję smak tej kanapki, ale nie mogę jej znaleźć. Nagle ktoś wchodzi i chrząka, nie reaguję, bo przecież cały przedział jest teraz pusty, ja dalej szukam, ktoś nadal chrząka. Podnoszę wzrok, a przede mną stoi Pan "Elegancki" (garniturek ostatni krzyk, aktóweczka, laptopik i telefonik)  z bilecikiem w dłoni i z obrażoną miną informuje mnie, że to jego siedzenie. O zgrozo, moja rozbebeszona walizka leży na miejscu na które Elegancki ma miejscóweczkę. Cholera, zaczęłam przepraszać, że był tłok i że ja na chwileczkę, bo ja tylko muszę znaleźć kanapeczkę, że zaraz, że gdyby on był taki uprzejmy i usiadł po drugiej stronie....
Elegancki na to że on nie może niezgodnie z kierunkiem jazdy. No to ja głupia, naiwnie pomyślałam że może jakoś ocieplę, a właściwie osłodzę atmosferę i zaproponowałam:
-A może "Kukułeczkę"....i podstawiam Eleganckiemu tutkę z cukiereczkami.
Elegancki na to : "odpierdol się babo"....

Wróciłam do domu pełna mieszanych uczuć, a tu na naszej ulicy impreza. Sąsiedzi wrócili z Japonii i zaprosili wszystkich na orientalny wieczór, ja się usprawiedliwiam, że nie mam humoru, w końcu powiedziałam że spotkała mnie przykrość w pociągu. Opowiedziałam i to tak ich rozśmieszyło, że od tej pory wszyscy sobie co jakiś czas oferują kukułeczki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz