niedziela, 17 listopada 2013

A little bit about everything, another birthday....

I am a mother, I travel, I see the beauty of many places and cultures, I cook, I read, I have a new friends, ......love, life, rants and raves..... This blog  is just a place for me to get it all out of my system.






I have been cooking with Amaranth or Chia and Quinoa every week.


There is so many type of amaranth, it's hard to tell wich one is the best, but I know it has 30% more protein than rice, triple the fiber of wheat, two essential amino acids, iron, calcium and no glutein.
I wash it well, then cook it with less than double the amount of water (it takes less water than rice). I cook it like I would cook rice, but I keep an eye on it as it cooks faster than rice ( I cook it fast and I fluff it with a fork). If I put too much water it turns into mushy consistency.



Sałatka: Kilka rodzajów zielonej sałaty i cokolwiek mamy pod ręką: może być grajfrut, papryka, kwaśne jabłko, pomidor, burak (ugotowany), fasolka, rodzynki, cukinia, bazylia, czerwona papryka, ogórek, kalarepa może być dodana Mozarella, albo Feta - to naprawdę nieistotne.

Najważniejsze przy robieniu sałatki to kolory i tak jak w gotowaniu, mieszamy ze sobą jadalne składniki, doprawiamy sercem, dekorujemy, zapalamy świece, nalewamy wino i celebrujemy z tymi których kochamy. 
Sos: Olej, czosnek, balsamiczny ocet, cytryna, sól, miód i odrobina musztardy, ale może być tylko cytryna i oliwa z solą i czosnkiem.



Kurczak leży obsypany ziołami przez noc, obsmażam szybko na małej ilości dobrze rozgrzanego oleju, potem przekładam do ognioodpornego naczynia, można podlać winem, albo położyć na górę trochę masła.
Bardzo dobrze się komponuje z kombinacją : Amarantus, ciemny ryż, Chia, Quinoa, ostry olej, orzechy, migdały, można też dodać warzywa podsmażone, pietruszkę, suszone owoce....



Kurczak smakuje też z pieczonymi ziemniakami nadziewanymi jogurtem z dodatkiem zieleniny, dymki, pietruszki, selera naciowego, ogórka kiszonego, papryki, rzodkiewki, pieprzu, soli i bazylii.

Dom z kominkiem i własnoręcznymi dekoracjami jest ciepły, jest azylem, ostoją i miejscem do którego z przyjemnością się wraca. To są suszone kwiaty, wyhodowane przez Marka w naszym ogródku. Stoją na kominku.



A to jest wycieczka na Klimczok od strony Szczyrku. Niestety tym razem przetrenowaliśmy na sobie kilka nagłych i radykalnych zmian pogody. Było cieplutko....



potem zimno, potem mgła, tej największej nie zamieszczam, bo na zdjęciu wyszły tylko zarysy drzew, a my niczym białe duchy...


na szczycie złapał nas deszcz, mżyło, padało, lało i tak na zmianę przez trzy godziny. Ścieżki zamieniły się w rwące potoki, wszędzie błoto, a my mimo nieprzemakalnych, górskich ubrań przemokliśmy aż do bielizny...ale co tam, było super!


A to jest Magurka trzy dni później...i znowu świeci słońce.




 Podczas naszych wędrówek poznajemy sympatycznych ludzi. Ostatnim razem, wędrowaliśmy po naszej okolicy, miał być mały spacerek (to nam nigdy nie wychodzi), bo wieczorem wybieraliśmy się do Bielskiego Centrum Kultury na Jazz. No i nagle w środku lasu spotkaliśmy oryginalnego starszego Pana na wózku inwalidzkim, który czytał gazetę, zaczęliśmy rozmowę....trwała przeszło godzinę. Otto zaprosił nas do siebie na dalszy ciąg, upiekę szarlotkę i wybierzemy się w odwiedziny.
Dziś na Magurce poznaliśmy Stanisława, pokazał nam malowniczą drogę na skróty, opowiedział o swoich wędrówkach, podwieźliśmy go do domu (okazało się że jest sąsiadem), a po 10 minutach zadzwonił i podał receptę na chlebuś, będziemy piec.


 Na zdjęciu zrobionym przez Stanisława jest schronisko studenckie.
No i jeszcze mój ulubiony widok...



.... przed przyjazdem mojej córeczki jesień zagościła w mojej kuchni. Zrobiłam  kisch w/g przepisu francuskiej Ani z Kalifornii, mnóstwo sałatek i sos warzywny do łososia. Dzieci bardzo chwaliły.

Na szczęście zawsze jak idziemy w góry ( z prowiantem który na trasie smakuje niebiańsko) to w domku już jest ugotowana jakaś zupka, rosołek...coś rozgrzewającego i smacznego (jak to dobrze jest lubić eksperymentowanie w kuchni). No i dzięki temu, po kilkunastu kilometrach w nogach, jemy, bierzemy prysznic i wybieramy się na maraton jazzowy. A potem, wieczorem jeszcze kominek i szampan z okazji moich urodzin. Życie może być takie piękne.

To my w drodze na koncert.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz