sobota, 30 listopada 2013

Święto Dziękczynienia

Jesienne ogrody, już bez liści, ale owoce jeszcze są.



Święto Dziękczynienia to dla wielu najważniejsze święto w USA, myślę że nawet ważniejsze od Bożego Narodzenia. Thanksgiving obchodzą wszyscy, bez względu na religię. To jest jakby święto emigrantów, czyli praktycznie wszystkich ludzi, bo każdy w Stanach sam skądś przyjechał, albo jego przodkowie skądś przybyli.
Bardzo  mi się podobał, pokazany w polskiej TV ambasador amerykański lepiący pierogi z okazji Święta Dziękczynienia.
Dla mnie zawsze było to wesołe spotkanie w większym gronie znajomych, mnóstwo jedzenia, często tańce i wspólne śpiewy. Postanowiłam zachować tradycję. Trzeba celebrować wszystkie fajne święta, poza tym mam przecież za co dziękować Opatrzności. Nie było łatwo z elegancką kolacją w czwartek, bo akurat dobiegł końca cykl spotkań z zakresu zdrowego odżywiania i miałyśmy się spotkać w bielskim " Browarze". Ale przecież pierwsi emigranci z "Mayflower", w 1621 roku celebrowali te swoje pierwsze zbiory dosyć długo, to były bodajże 3 tygodniowe dożynki.
Czyli kolacja przełożona, ale powinien być indyk. Indyki na rynku owszem są, ale tylko poćwiartowane. Pani w sklepie poradziła mi że jak chcę całego, to mogę sobie poskładać z kawałków. No niby jest to jakiś pomysł, tylko że ja lubię indyka nadziewanego, a "puzzle z indyka" jeszcze nie jadłam. Czytałam książkę z której wynikało, że z tymi indykami to jakaś ściema. Co prawda już od dawna to rzeczywiście jest "turky", dzieci w szkole rysują, prezydent nawet jednego wypuszcza i daruje ptakowi życie, ale wtedy w XVII wieku, to były gęsi i kaczki.

Marek wywiesił flagę amerykańską. Domek wysprzątaliśmy, w kominku napaliliśmy, na obiadek był kurczaczek pieczony.  Postanowiliśmy też rozpalić ognisko na polanie i upiec ziemniaki, ale aura popsuła nam szyki, bo właśnie stopniał śnieg i w lesie zrobiło się brejowato. Czarnego piątku nie było, ale talerze i filiżanki udało się kupić w dobrej cenie. A Thanksgiving nadal celebrujemy.



A to zakupy warzywno- owocowe z targu, niestety po Rukolę i inną zieleninkę muszę teraz jechać do Lidla albo do Biedronki.

Kurczak przypadkiem wyszedł przepyszny, myślę że dobrze mu zrobiło leżenie całą noc w ziołach, a potem do pieczenia wrzuciłam masło czosnkowe. Sałatka to jak zawsze wszystko co kolorowe, tym razem w sosie z octu balsamicznego z dodatkiem miodu. Brukselka była odlotowa i to zarówno na ciepło, jak i na zimno, tylko ugotowana al dente i polana sosem z oliwy z pestek winogrona z dodatkiem soli, rozgniecionego czosnku i cytryny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz