piątek, 11 kwietnia 2014

RÓŻA - Róża Thun

Książka autobiograficzna pt. "Róża" napisana w pierwszej osobie przez Różę Thun, a właściwie przez  Grafin von Thun und Hohenstein ( z domu Woźniakowską), przy współpracy Joanny Gromek-Illg.

Książka zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, chociaż biorąc ją do ręki miałam raczej ambiwalentne odczucia. Nie spodziewałam się takiej sympatycznej, lekkiej w czytaniu, osobistej opowieści. "Róża" nie agituje, nie przemyca politycznych wątków, nie jest przeciwko, nie namawia, nie atakuje.... tylko szczerze relacjonuje życie rodziny Woźniakowskich a potem Thunów, bez przechwałek, bez wybielań, za to z całą paletą ciekawych anegdotek.
Widzimy piękną kombinację arystokratki posiadającej plejadę sławnych przodków i inteligencki rodowód, demokratkę, kobietę zaangażowaną w walkę opozycyjną, podróżniczkę, a jednocześnie matkę, żonę, społecznicę i polityka.
Róża miała szczęście urodzić się w nietypowej rodzinie, wzrastała wśród ludzi których inni znali z gazet, czy z encyklopedii.
Jej przodkowie znajdowali się na kartach podręczników szkolnych, była skoligacona z Pawlikowskimi, Emilią Plater, Henrykiem Rodakowskim, Józefem Czapskim (czytałam jego książkę " Na nieludzkiej ziemi", zawiera ona dowody na odpowiedzialność Sowietów za zbrodnię katyńską). W jej otoczeniu bywali  ludzie z kręgów "Tygodnika Powszechnego", "Znaku", przedstawiciele nauki, opozycji, kościoła, a także przyszły papież.

Róża była trochę jakby z innego świata, bardzo elitarna, silnie związana z rodziną najbliższą jak również dalszą. W domu przysłuchiwała się interesującym dyskusjom, a za współlokatorów miała oprócz rodzeństwa, całą masę nietoperzy nad którymi prowadziła studia jej mama. Miała świadomość tego, że została szczodrze obdarowana przez los i dobrze wykorzystała szansę, którą dało jej pochodzenie, inteligenckie środowisko i znajomości. Podziwiam ją za ciekawość świata, wytrwałość, determinację i za umiejętności organizacyjne.
Potrafię sobie wyobrazić jak trudne musiały być podróże i przeprowadzki z gromadką małych dzieci i jak trudno jest się dostosować do kompletnie innych warunków życia jak np. w Nepalu. Podaba mi się niezależność i odwaga, czyli zwiedzanie Europy autostopem, zarabianie na siebie w trakcie tych turystyczno-językowych podróży, czy prześmiewcze podejście do milicjanta podczas któregoś z aresztowań.
W trakcie czytania zastanawiałam się, czy członkowie jej rodziny mieli jakiś skorowidz krewnych i bardzo dokładnie rozrysowane drzewa genealogiczne, bo jak inaczej byliby w stanie zapamiętać te tabuny ciotek, kuzynów i cioteczno-ciotecznych prababek. Podobał mi się ich stosunek do wiary, byli bardzo religijni, ale nie afiszowali się z tym, to  była ich prywatna sprawa. Nie wyobrażam sobie Róży organizującej marsze z krzyżem w ręku, z wykrzykiwaniem nienawistnych haseł, czy poparcie na Jasnej Górze dla rozrabiających kiboli. Moim zdaniem krzyż to jest znak miłości i poświęcenia, a nie rekwizyt usprawiedliwiający polityczne zaangażowanie i dlatego podoba mi się modlitwa z dziećmi przed posiłkiem, ale nie obnoszenie się z wiarą.  Ostatnia pochwała tej optymistycznej opowieści o kobiecie szczęśliwej i spełnionej, to jej powiedzonko, że zawsze coś się da zrobić.
PS. Kończyłam tą sympatyczną książkę akurat w momencie kiedy przed Pałacem Prezydenckim padły słowa o" hańbie przemysłu pogardy, hańbie knowań itp...", w krótkim przemówieniu była tam zawarta duża dawka nienawiści, wrogości, krytyki, a Róża o nikim nie wyraża się źle, nikogo nie krytykuje.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz